Podróż na Zielone Wzgórze.

    Życie, to nieustanna podróż i choć byśmy się starali ją zaplanować najlepiej, jak tylko potrafimy, to i tak nie wiemy co przyniesie jutro!
 Kiedy piętnaście lat temu wyjeżdżaliśmy Mężem na wakacje do Kanady, nigdy nie przypuścilibyśmy, że trzy lata później wrócimy z zamiarem spędzenia tutaj roku….. a już tym bardziej, że zostaniemy na stałe, bo przecież nigdy nie rozważaliśmy emigracji do żadnego z krajów, nawet tych europejskich…..
A jednak z Kanadą było inaczej!
Kanada ,,siedziała” we mnie od kiedy przeczytałam „Anię z Zielonego wzgórza” i zawsze marzyłam aby zobaczyć dom, w którym mieszkała moja ulubiona bohaterka- Ania Shirley.
Czas mijał, życie toczyło się swoim torem a okazja do wyjazdu na Wyspę Księcia Edwarda nie pojawiała się. Nawet kiedy już mieszkałam w Kanadzie i byłam ,,bliżej” niż dwadzieścia lat temu to i tak jakoś ciągle było „ nie po drodze” … a gdy już zaplanowałam wyjazd ( miał się odbyć rok temu), w ostatniej chwili musiałam wszystko odwołać – byłam wtedy załamana.
W pewnym momencie nawet pomyślałam, że chyba nadszedł czas aby porzucić to dziecięce marzenie, gdyż wyjazd wydawał się być zupełnie nierealny.
Jednak ten rok jest wyjątkowy, w tym roku spełniam swoje marzenia, co więcej mój Mąż obiecał, że mnie zawiezie na moje Zielone Wzgórze a co do niefortunnych zdarzeń, przez które nie mogliśmy pojechać wcześniej, okazały się być dość „fortunne”, gdyż w tym roku mamy możliwość zobaczyć ukochaną wyspę L. M. Montgomery i Zielone Wzgórze w sto pięćdziesiątą rocznicę urodzin pisarki oraz ( uwaga!!!!!) naszą dwudziestą rocznicę ślubu!!!!!!
1 sierpnia wyruszyliśmy w podróż marzeń. Na słynny most Konfederacji, który prowadzi na wyspę, wjechaliśmy dwa dni później.
Do pokonania została jeszcze krótka trasa przez wyspę – 30 min. To było najdłuższe 30 min. w ciągu całej dwudniowej podróży!
Kiedy stanęłam na Zielonym Wzgórzu prawie się popłakałam.
Marzenie się spełniło!
Zielone Wzgórze było dokładnie takie jak je sobie wyobrażałam: mały biały domek z zielonymi szczytami i okiennicami, z drzewem po środku ogrodu i malwami uginającymi się pod ciężarem kwiatów.
Kiedy wchodziłam do budynku pomyślałam, że muszę zobaczyć każde pomieszczenie w tym domu, zapamiętać każdy mebel i bibelot oraz zadać całe listę pytań, które przygotowałam.
Myślicie, że mi się udało?
Wewnątrz byłam trzy razy. Trzy razy!!!! a i tak, później na zdjęciach, odkrywałam nowe rzeczy.
Pytań też nie zadałam, niestety nie było komu (na miejscu nie było nikogo z pracowników) zresztą, byłam tak wzruszona, że pewnie nie zapamiętałabym odpowiedzi.
Samą podróż na Wyspę Księcia Edwarda powinnam raczej nazwać pielgrzymką, gdyż marzyłam o tym przez niemal trzydzieści lat!
„Życie jest piękne” … powiedziała Ania.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *